Michał Knapp nie ukrywa, że jest zawiedziony tym, jak poszło mu podczas eliminacji do mistrzostw świata. Zawodnik opowiada o swoich przygotowaniach do lutowych zawodów European Individual Ice Speedway Championship na torze w Sanoku.
Michał, jak nastawiasz się na ten start – niewiele ponad dwa tygodnie przed turniejem?
Szczerze mówiąc, jestem rozczarowany po niedawnych eliminacjach do mistrzostw świata, bo poszło mi w nich bardzo źle. Na pewno brakowało treningów, by poznać tor, a już na pewno nie było mowy o tym, by jakkolwiek dopasować do niego sprzęt. Nie wyszło najlepiej, ale teraz trzeba zmienić nastawienie, zapomnieć o turnieju w Szwecji i do mistrzostw w Sanoku podejść z chłodną głową oraz optymizmem.
Od kiedy wróciłeś na lodowe tory, z roku na rok poprawiasz swoją lokatę w Indywidualnych Mistrzostwach Europy. W zeszłym sezonie byłeś jedenasty. Czy teraz nadszedł czas na czołową dziesiątkę?
Chciałbym zdobyć jak najwięcej punktów. Nie jadę na te zawody tylko po to, by wziąć w nich udział, bo nie o to w tym chodzi. Stawka w tym roku będzie naprawdę mocno obsadzona, ale moim celem jest – tak jak wspomniałeś – pierwsza dziesiątka i kolejny progres.
Jak scharakteryzowałbyś tor w Sanoku? Czym wyróżnia się wśród pozostałych obiektów?
Na pewno tor w Sanoku, w porównaniu chociażby z torem w Örnsköldsvik, jest szybszy. Ma co prawda ciaśniejsze łuki, ale dłuższe proste sprawiają, że można tu bardziej rozpędzić motocykl. Tor w Szwecji zupełnie mi nie leżał, ale za to obiekt w Sanoku o wiele bardziej mi odpowiada, bo można skutecznie powalczyć na dystansie.
Porozmawiajmy o pieniądzach. W klasycznej odmianie żużla koszty związane z wyposażeniem wzrosły nawet dwukrotnie w porównaniu z ubiegłym rokiem. Czy w ice speedwayu jest podobnie?
Oczywiście, że tak. Mamy do czynienia ze wzrostem cen takim jak w klasycznym żużlu. W ostatnim czasie kupiłem niezbędne części do naprawy moich silników, akcesoriów i podzespołów, a cena niemal wyrwała mnie z butów. Na przykład tłumik firmy King jeszcze w zeszłym roku kosztował 860 złotych, a teraz to koszt rzędu 1200 złotych. Wzrost jest więc kolosalny.
Nasuwa się pytanie, jakim w takim razie budżetem powinien dysponować zawodnik chcący profesjonalnie „bawić się” w ice speedway? Domyślam się, że wielkich pieniędzy na tym sporcie nie zarabiacie.
Dochodów właściwie nie ma żadnych, a budżety potrzebne zawodnikom są wysokie. Myślę, że na samo przygotowanie sprzętu można wydać lekką ręką 50 tysięcy złotych, a i tak może to nie być wystarczająca kwota. Trudno myśleć o ściganiu bez sponsorów. Ja na szczęście mogę na nich liczyć, choć o ich pozyskanie jest o wiele trudniej niż w klasycznej odmianie żużla. Mam też ogromną pomoc od Polskiego Związku Motorowego oraz promotora zawodów – SpeedwayEvents.pl.
W 2014 roku zdecydowałeś się zakończyć karierę, która tak naprawdę na dobre się jeszcze nie zaczęła. Wyobrażałeś sobie wtedy, że za sześć lat powrócisz na lód?
Wiele osób zdaje sobie sprawę z wydarzeń, jakie miały miejsce w 2014 roku. Śmierć mojego wujka Grzegorza sprawiła, że duch sportu i rywalizacji się we mnie wypalił. W dodatku osoby z mojego najbliższego otoczenia odradzały mi dalszą jazdę. Kariera się skończyła, zanim na dobre się rozpoczęła. Postanowiłem spróbować ponownie po sześciu latach. Namawiali mnie lokalni sponsorzy i osoby ze środowiska. Bywa różnie, kibice bywają niezadowoleni, momentami nawet prześmiewczy, ale ja nadal mam chęć do walki, ścigania się i chcę być w tym coraz lepszy.
Rozmawiał JAKUB MRÓZ